W domu rozległy się trzy głośne wybuchy. Musiałem skinąć głową, ponieważ alarm pożarowy wyrwał mnie z płytkiego snu. I wtedy zaczęły się krzyki.
"Co to było?" moja siostra, Laura, wyszeptała w ciemności obok mnie. Ledwo mogłem myśleć nad dźwiękiem trzech 18-letnich dziewcząt w pokoju obok nas, krzyczących, że duchy musiały uruchomić alarm pożarowy. Spojrzałem na mój telefon. Było tuż po trzeciej nad ranem. Pozostało tylko kilka godzin, zanim wstało słońce. Do tego momentu moja siostra i ja staraliśmy się (i nie udało nam się) odpocząć w tej samej sypialni, w której macocha Lizzie Borden Abby została brutalnie zamordowana toporem.
Nie wiem, w jaki sposób pozwoliłem sobie na rozmowę z tym doświadczeniem. Halloween jest moim najmniej ulubionym świętem i miałem koszmary dobrze w liceum po obejrzeniu Nosferatu, kiedy miałem 12 lat. Ale jakoś pozwoliłem Lauren - która uwielbia horrory - przekonać mnie, żebym spędził noc w pokoju morderstw w Muzeum Bed & Breakfast Lizzie Borden.
4 sierpnia 1892 roku Andrew i Abby Borden, szanowany kupiec i jego druga żona, zostali zamordowani toporem w swoim domu w Fall River, Massachusetts. Podczas gdy córka Andrzeja, Lizzie, została osądzona i uniewinniona od makabrycznych morderstw w jednym z najsłynniejszych procesów epoki, sprawa pozostaje nierozwiązana do dziś.
Mimo że nie było wystarczających dowodów, aby skazać Lizzie, wielu uważa, że popełniła zbrodnie, ponieważ stała się najbardziej korzystna finansowo po śmierci ojca i macochy - nie wspominając o palącej urazie, którą rzekomo czuła wobec pani Borden.
Ponad sto lat później dom rodzinny Borden, znajdujący się 20 mil na północ od Newport w Rhode Island, jest teraz łóżkiem i śniadaniem, gdzie odważni (a może tylko głupi) goście - w tym ja - mogą spędzić noc.
W drodze do Fall River przypomniałem sobie, że duchy nie istnieją. Ale kiedy weszliśmy do domu Borden tuż po 16 w ciepłe niedzielne popołudnie na początku września, uświadomiłem sobie, że nie ma znaczenia, czy rzeczywiście jest nawiedzony, czy nie. Faktem jest, że dwie osoby zostały brutalnie zamordowane w tym domu, który zobowiązałam się spędzić całą noc. Strach zaczął wkradać się do mojej głowy, gdy nasz gospodarz wspiął się po schodach i pokazał nam pokój, w którym musiałem przynajmniej próba zasypiania - w łóżku zaledwie kilka centymetrów od miejsca, w którym bardzo prawdziwa osoba rozszczepiła czaszkę na dwie części prawdziwym toporem. Nawiedzony czy nie, ten dom był przerażający i sprawiał, że czułem się bardzo zaniepokojony.
Ale zanim zdążyliśmy zgasić światła i dostać się pod kołdrę, zabrał nas przewodnik i kilkunastu innych gości podczas dwugodzinnej wycieczki po całym domu. Zaczynając od salonu, który był ozdobiony wystarczającą ilością koronek i perkalu, aby zaopatrzyć kilka pensjonatów, rozpoczął historię rodziny Bordenów.
Pierwszym przystankiem był pokój, w którym nocowałem, John V. Morse Room, znany również jako pokój morderstwa. Gdy przewodnik opisał szczegóły morderstwa Abby, przeszedł także wokół segregatora z laminowanymi zdjęciami, które goście zabrali podczas pobytu w gospodzie. Jedno zdjęcie, jak powiedział nam przewodnik, zostało zabrane przez kobietę przebywającą w pokoju morderstwa. W środku nocy zauważyła coś po stronie partnera, więc zerwała się i szybko pstryknęła to zdjęcie:
Obraz w kolekcji zdjęć gospody od gości.
To było dokładnie łóżko, w którym spałem później tej nocy. Świetny.
Gdy dowiedzieliśmy się więcej o tamtym pamiętnym dniu, w końcu udaliśmy się do salonu, w którym Andrew Borden został zamordowany na kanapie podczas porannej drzemki. Chociaż żaden z mebli nie jest oryginalny w domu, właściciele są niesamowicie oddani dekorowaniu domu, tak aby wyglądał dokładnie tak, jak w 1892 r. Z elementami z epoki, w tym kanapą, która wygląda niesamowicie jak ta ze zdjęć miejsca zbrodni (w pobliżu, dla gości wymagających wizualizacji).

Jakby nie było to dość przerażające, w salonie było też kilka starych tabliczek Ouija, z których nasz przewodnik mocno nas ostrzegał przed użyciem. (Uwierz mi, nie musiałem mówić dwa razy.)
Stamtąd poszliśmy na strych, gdzie mieszkała pokojówka Bordensa i niedoszła wspólniczka Lizzie, Bridget Sullivan, a potem aż do piwnicy, co było na tyle przerażające, że chciałem wrócić na górę do pokoju morderstwa i przynajmniej spróbuj spać, żeby wszystko mogło się skończyć wcześniej.
Piwnica, w której Bordens prali.
Gdy inni goście poszli spać w swoich pokojach, życzyli nam powodzenia, gdy udaliśmy się do naszego pokoju około północy, żeby się wyspać. Zgniatając wszelką szansę zapomnienia o brudnej przeszłości tego pokoju, właściciele B & B udekorowali przestrzeń zdjęciami z miejsca zbrodni w ramce z dnia zamordowania Abby.
Pokój Johna V. Morse'a
Zrozpaczony tym makabrycznym szczegółem, zacząłem słyszeć szaleńczy dźwięk przez ścianę naszej sypialni. Kiedy poszedłem zbadać sprawę, prawie wpadłem na jedną z dziewczyn przebywających w pokoju obok naszego na korytarzu. Sygnał dźwiękowy pochodził z aplikacji „wykrywacza duchów”, którą pobrała na iPhone'a. Podczas gdy podstawowa logika mówi mi, że aplikacja wyraźnie nie może wykryć zjawisk nadprzyrodzonych, nie mogłem się pogodzić z faktem, że „detektor” uspokoił się, gdy wróciła do swojego pokoju - gdzie nie doszło do morderstw - i coraz częściej stawał się głośniejszy, szybciej i bardziej zirytowany, gdy weszła do naszego pokoju, a konkretnie przeszła do miejsca, w którym Abby została zamordowana.
W tym momencie zmusiłam Laurę, by oglądała ze mną na Ostatnim Jednorożcu na Netflix, żeby odwrócić moją uwagę od tego, jak bardzo byłem przerażony tym domem. Próbowałem zmusić się do głębokiego snu, ale po tym, jak alarm pożarowy włączył się bez wyjaśnienia około 3:08, Laura i ja po prostu poddaliśmy się i usiedliśmy w łóżku, próbując nie pozwolić, by nasza wyobraźnia oszalała nad tym nieprawdopodobnym wyjaśnienia, dlaczego tak się stanie. (To nie pomogło mojemu niepokojowi, że Laura zdecydowała się rozpocząć wyszukiwanie w Internecie i odkryła, że niektórzy ludzie odnoszą się do godziny między 3 a 4 rano jako „godziny czarownic” lub „godziny diabła”, ponieważ wierzą, że jest to „zjawisko paranormalne siły „są najsilniejsze.”
W końcu około szóstej rano wzeszło słońce i ubrano się i desperacko próbowaliśmy nie odjeżdżać tak szybko, jak to możliwe. Podczas śniadania wszyscy goście rozmawiali o fałszywym alarmie pożarowym. Podsłuchując nas, do jadalni wszedł pracownik, który robił nasze jajka i naleśniki.
„O której godzinie wyłączyłeś alarm pożarowy?” on zapytał. Kiedy powiedzieliśmy mu, że jest tuż po trzeciej nad ranem, zatrzymał się i zaczął wyglądać na nieco zestresowanego.
„Cóż, to jest stary dom, więc okablowanie nie jest idealne” - zaczął. „Ale okłamałbym cię, gdybym powiedział, że to samo nie zdarza się raz na kilka miesięcy, zawsze mniej więcej o tej samej porze nocy”.
Niezależnie od tego, czy to prawda, czy też po prostu chciał nas jeszcze bardziej przestraszyć - wiedziałem, że jestem gotów odejść. Skończyliśmy więc śniadanie, włożyliśmy torby do samochodu i opuściliśmy miasto tak szybko, jak to możliwe.